Rozdział 6
Avery
Zbliżam się
powoli do sceny. Mam przeczucie, że już nigdy więcej nie zobaczę pięknych fal
morza czwórki, ani lasów siódemki, ciepłego blasku słońca, czy przyjemnego
wiatru. Boję się tego co zobaczę w Kapitolu. Boję się tego co zobaczę na
arenie. Na razie musze zaprzyjaźnić się ze swoim strachem.
Oglądam się
po raz ostatni by zobaczyć morze tak dobrze widoczne z tego miejsca. Przyglądam
się rybakom w łodziach, którzy przerywają swoją pracę, żeby przyjrzeć się
pierwszej trybutce.
Healthy
woła coś do mnie. Pewnie zaprasza mnie na scenę. Musi to dziwnie wyglądać,
ponieważ przystanęłam, odwróciłam głowę i patrzę się na morze. Decyduję się
jednak wejść po tych kilku schodkach i dołączyć do Healthy. Wita mnie z
promiennym uśmiechem jakby nie wiedziała, że umrę w ciągu kilku dni. Może nawet
jutro.
-Jak się nazywasz kochanie?- pyta. W tej chwili zgłupiałam.
Przecież przed chwilą wyczytała moje imię i nazwisko to po co się pyta…
-Przecież dobrze o tym wiesz, po co mam ci odpowiadać?-
Healthy zamurowało. Stoi wryta w podłogę sceny, szczerzy te swoje nienaturalnie
białe zęby i zastanawia się co powiedzieć. Ha
punkt dla mnie myślę.
-Dobrze Avery, teraz wylosujemy drugiego trybuta. – Kolorowa
kobieta podchodzi do drugiej kuli i miesza w niej ręką próbując wylosować
karteczkę. Jestem przekonana, że w tej kuli są karteczki wyłącznie z imieniem
Hatcheta.
Błądzę
wzrokiem w poszukiwaniu mojego brata. Dziwnym trafem go nie widzę. Nie ma go w
miejscu, w którym stałam wcześniej. Oglądam z paniką wszystkie dzieciaki. Jest
ich dużo, ale Hatch od wszystkich się odróżnia. Ma bardzo jasne kręcone blond
włosy, a jego oczy wyglądają niczym morze. Nawet z odległości trzech kilometrów
bym go rozpoznała.
Wkrótce go odnajduje. Przeciskającego się wśród tłumu. Co on
robi?! Po chwili dociera do mnie co on robi. On ucieka. W tej chwili
rozbrzmiewa głos Healthy, która w końcu wylosowała karteczkę.
-Hatchet Saba!
Wszyscy oglądają się za siebie, oddychają z ulgą i wyszukują
Hatcha. Niestety. Nigdzie go nie ma. Ja też na chwilę spuściłam z niego wzrok i
go zgubiłam. A to świnia. Zostawił mnie tak samą. Całkiem samą. Nigdy mu tego
nie wybaczę. Rozmyślania znowu przerywa mi ta kolorowa jędza.
-Czy jest tutaj Hatchet Saba. Nie wstydź się kochanie chodź
do nas.- Po tych słowach następuje długie milczenie przerwane strzałem. Dobra
już rozumiem, właśnie zastrzelili Hatcha. Nie żałuję. Co z tego, że bym moim
bratem. To tchórz i oszust. Nienawidzę go.
Dzieciaki
wpadają w panikę. Wszyscy wrzeszczą, piszczą, nie wiedzą co robić. Tylko jeden
chłopak zachowuje spokój. Przyglądam mu się przez chwilę. Ma brązowe loki,
piękną twarz, cały czas się uśmiecha. Jest strasznie przystojny. Wlepia we mnie
wzrok i czuję się trochę zmieszana.
Po chwili
piękny chłopak przemawia.
-To może skoro Hatchet już nie przyjdzie to mógłbym go
zastąpić.- Wszyscy milkną. Takie ciągłe milczenia bardzo mnie denerwują.
-Och, dobrze chodź do nas. Jak się nazywasz?- Healthy nawet
nie próbuje udawać, że jest smutna z powodu śmierci jednego z trybutów. To
jasne, że jest zadowolona, przecież mamy ochotnika na śmierć.
-Samuel Odair. –Swoje imię i nazwisko wymawia
najpiękniejszym głosem jaki kiedykolwiek słyszałam. Cieszę się, że spędzę z nim
kilka dni przed śmiercią. Chłopaki z czwórki są super, o wiele lepsi niż mój-już-kilka-minut-zdechły
brat. Podziwiam odwagę Samuela, ale i tak nie rozumiem czemu on chce umrzeć.
Na scenie
widzę chłopaka identycznego do nowego trybuta. Chyba są braćmi. Chłopak
wrzeszczy na Odaira, wyzywa go, a Samuel tylko stoi i promiennie się uśmiecha.
Chłopaka z pod sceny zabierają strażnic pokoju i powoli go wywlekają, a on
nadal się szarpie i krzyczy.
-Zapamiętaj to sobie! Zapamiętaj sobie jak wystawiłeś własną
rodzinę! Już do nas nie wrócisz rozumiesz?! Nie wrócisz!
Wszystkie słowa wywrzeszczane przez chłopaka nie ruszają
Odaira. Nawet nie zaszczyca brata spojrzeniem.
Healthy już
zagania nas do samochodu, kiedy znowu słyszymy głos. Znowu. Boże co za
monotonia.
-A co powiecie na 25 trybuta?
Odwracam się, żeby zobaczyć
kto to powiedział. Te słowa wypowiedział Hatch.
***
Ostatnio rzadko wchodzicie i czuję się trochę smutna :c Rysunki wstawię chyba przy rozdziale 7 c;
głupia Avery, głupi Odair, a jeszcze głupsza Healthy. pasują do siebie XD.
OdpowiedzUsuńczekam na ciąg dalszy,
w końcu przy swoim laptopie,
Akahana
Och tylko nie obrażaj Avery i wszystkich Odairów!!! :D
UsuńOjejku!!!!!!!
OdpowiedzUsuńSamuel Odair... Czy on jest spokrewniony Finnickiem?
Jeśli nie zastrzelili głupiego Hatcheta to kogo????
Czekam NN
Pozdrawiam.
Samuel jest dlatego, że uwielbiam postać Finnicka i w każdym moim igrzyskowym ff gdzieś on występuje XD Co do reszty to dowiesz się z następnych rozdziałów :D
UsuńKOCHAM U CIEBIE FINNICKA <3 JEST FANTATSYCZNY JEJU chciałąbym pisać jak Ty!
OdpowiedzUsuńzapraszam mojego bloga - ufam, iż Cię zainteresuje :) pozwolisz, że przybliżę Ci tematykę.
Na dożynkach rozpoczynających siedemdziesiąte trzecie Igrzyska Śmierci na trybutkę zgłasza się szesnastoletnia Taylor Cassidy, i nikt właściwie nie ma zielonego pojęcia, dlaczego. Jak powtarza jej mentorka, Elsa Kendrick, dziewczyna nie jest ani ładna, ani silna, ani przesadnie sprytna, i przypuszczalnie, jeśli nie zdobędzie sympatii sponsorów, zginie pierwszego dnia. A Taylor wcale nie uśmiecha się pomysł zdobywania czyjejkolwiek sympatii, szczególnie Kapitolińczyków, którymi jawnie gardzi. Swojej mentorce mówi wprost – nie zgłosiła się po to, aby wygrać igrzyska, tylko, aby uświadomić mieszkańcom Kapitolu, że nie wszyscy będą grali tak, jak im się zagra – nawet w obliczu nieuchronnej śmierci.
zapraszam! 73-hunger.blogspot.com
Ojejku strasznie się cieszę, że ci się podoba ^^ Z chęcią przeczytam sobie twojego bloga bo wydaje się ciekawy :D
Usuń