czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 13



Rozdział 13
Hatchet

Tydzień później

            Dzisiaj wywiady. Będą mnie pytać o Ax. Super. Ten tydzień minął mi na treningach. Codziennie wstawałem o świcie, później wyżywałem się na manekinie, a pod koniec dnia szedłem spać. Muszę przyznać, że nie jestem już taki mały i chudy jak wcześniej. Umiem obsługiwać się bronią. Potrafię walczyć.
            Avery zawsze ćwiczyła z Jennifer. Ciągle spędzały razem czas. Wydaje mi się, że to dobrze. Sam miał treningi indywidualne. Nie mam mu tego za złe, w końcu każdy chce wygrać.
            Budzą mnie dzisiaj później niż zwykle, bo o szóstej. Jestem wyspany jak nigdy, żeby zdążyć na trening musiałem wstawać o czwartej. Od razu zaciągają mnie do łazienki i maltretują moją twarz. Cieszę się, ze nie jestem dziewczyną. Avery ma pewnie teraz przechlapane. Ja jestem tylko cały w różnych maściach i kremach, ona jest pewnie jeszcze obsypana pudrami, cieniami do powiek, tuszami do rzęs i innymi paskudztwami.
            Kiedy grupka kolorowych ludzi kończy z moją twarzą, przerzuca się na włosy. Szczerze mówiąc to trochę mi się nudzi. Słucham trochę o czym moi pomocnicy rozmawiają, ale to jest strasznie puste i głupie. Ta ich rozmowa. Najpierw rozwodzili się nad tym, że wycofali cudowny puder do rąk, który był boski i cudowny i zakrywał wszelkie niedoskonałości. Kiedy gadanie o pudrze im się znudziło dyskutowali o różnych sposobach doklejania rzęs. Następnie ględzili o tym jaką porażką było ubranie łososiowej sukienki do różowych butów przez jakąś gwiazdę. O boże jak ja bardzo chciałbym mieć tylko takie problemy…
            Czesanie mnie zajmuje jakąś godzinę. Później znowu muszę się zanurzyć w śmierdzącej wannie, a kolorowe ufoludki wychodzą z łazienki. Zgasili mi światło. Nic nie widzę. Nie mam zegara. Jedyny dźwięk jaki do mnie dochodzi to plusk wody, kiedy się ruszam. Ughhh jak ja nienawidzę ciszy! Nie wiem jak długo tak leżę. Ale długo. Zaczyna mnie powoli wszystko szczypać. Nawet zęby! Kiedy leże już zdecydowanie za długo, bo woda (jeżeli to w czym leżę można nazwać wodą) jest już za zimna, nadal nikt nie przychodzi. Próbuję wyjść z wanny. Udaje mi się to mimo że jest bardzo ślisko. Ale tu pojawia się problem. Nie zostawili mi ręcznika!
            Postanawiam bardzo szybko i niezauważalnie przemknąć do pokoju, żeby wziąć sobie rzeczy i ręcznik. Jednak nie ma tak prosto. Drzwi od łazienki są zamknięte. Szarpie za nie, wale w nie i drę się na całe gardło, ale nikt mnie nie słyszy. Wyczuwam jednak zapalnik światła, więc je oczywiście zapalam. Chodzę po całej łazience w poszukiwaniu ręcznika.
            Ubrania na wywiad leżą starannie poukładane na szafce, ale nie ma ręcznika! W środku szafki go nie ma, nigdzie nie wisi, nie ma go też w szafce pod umywalką, Anie przy prysznicu.
-Gddzie jest ten cholerny ręcznik?!- Wrzeszczę jakby sam do siebie i nagle z jednej z szafek wysuwa się metalowa rączka z ręcznikiem. To było dziwne, ale to jest Kapitol. Bez zastanowienia porwałem ten jakże mi niezbędny przedmiot i się cały wytarłem. Okazało się, że byłem suchy. Ta „woda” w której leżałem nie była mokra. Nie wiem jak to jest możliwe ale tak było.
            Ubrałem się w garnitur i piękny i cały pachnący ruszyłem ku drzwiom. Zapomniałem że były zamknięte. Walnąłem się całą twarzą w te przecudowne drzwi. Będę miał siniaka pod okiem. Cudownie! Perfekcyjnie! No wprost idealnie! Jestem totalnym idiotą, a dlaczego? Bo w drzwiach był klucz. A drzwi nie były zamknięte. To tylko taka chora klamka co trzeba ją przekręcić a nie nacisnąć. Ja chyba naprawdę jestem totalnym debilem…
***
Przepraszam, że nie pisałam przez... chyba ponad 3 tygodnie. Ale były ferie, potem się rozchorowałam i kompletnie nie miałam czasu, siły ani chęci napisać czegoś nowego. Postaram się teraz pisać i tak częściej ^^