Rozdział 1
Ax
Rzucanie siekierą czy toporem wcale nie jest takie proste
jak może się wydawać innym. Moi rodzice jako drwale, kochali te wszystkie
dziwne tnące narzędzia. Urządzali sobie konkursy w rzucie siekierą do celu,
albo kto szybciej zetnie drzewo, czy inne bzdury. Jako mieszkańcy siódemki było
to całkiem normalne. Ich pasja niestety nie była zbyt bezpieczna, o ile wiem to
mój ojciec umarł tuż po moim porodzie, ponieważ z wrażenia spadła mu piła
mechaniczna na nogę a on nie zdążył zatamować krwotoku. Moja matka jednak dalej
kochała ścinać drzewa i dała mi super imię- Ax. Trzeba naprawdę kochać noże,
żeby nazwać swoje dziecko na cześć siekiery. Mój brat miał takie samo szczęście
jak ja i nazywa się Hatchet, czyli toporek. Hatch- bo tak w skrócie wszyscy
zwracają się do mojego brata, jest moim bliźniakiem. W sumie powinna nas być
trójka, razem z Hatchem mamy jeszcze siostrę, Avry, biedaczka nie ma imienia
związanego z nożem, ale Avry znikła, kiedy mieliśmy pięć lat. Avry była naszą,
siostrą bliźniaczką. Po jej zaginięciu mama pojechała jej szukać po siódemce,
później powiedziała że jeszcze posprawdza inne dystrykty, no i tak oprócz
siostry zaginęła nam jeszcze matka. Trudno nam było się utrzymać. Hatch
odziedziczył talent po rodzicach i był świetnym drwalem, już w wieku 13 lat
dorównywał swoim dorosłym kolegom. Ze mną był większy problem bo nawet siekiery
nie potrafiłam utrzymać. Tak więc Hatch zarabiał, ja zajmowałam się domem, a
oprócz tego uprawiałam różne rośliny obok naszego domku. Jakoś sobie żyliśmy.
Raz w miesiącu dostawaliśmy jeszcze po 100 monet od burmistrza.
Nie powiem, że żyło nam się dobrze, ale nie było najgorzej.
Wszystko się jednak zmieniło. Z Hatchem mieszkaliśmy ja skraju dystryktu
siódmego w lesie. Nie miałam żadnych znajomych, nie mieliśmy też żadnego
telewizora, radia, byłam odcięta od całego świata. Hatch nie, bo on pracował. Podobno
w całym panem była wielka rewolucja. Strasznie mnie to zdziwiło, że nic o tym
nie wiedzieliśmy. No więc nasz prezydent, pan Tea Crom, zarządził, że raz w
roku będą odbywały się Głodowe Igrzyska. Tuż przed nimi z każdego dystryktu
będzie losowana jedna dziewczyna i jeden chłopak w wieku od 12 do 18 lat i będą
oni walczyć na śmierć i życie na specjalnej arenie. Wygra tylko jedna osoba i
będzie ona opływać w dostatku do końca swoich dni.
Tak więc, kilka dni po tym kiedy dowiedziałam się o owych
„Głodowych Igrzyskach” w naszym domu zawitali mili panowie w białych ubraniach,
jacyś strażnicy, i powiedzieli, że od dzisiaj będziemy mieszkać w mieście, a
nasz dom zostanie spalony. W sumie, nawet mnie to nie zasmuciło, nigdy nie
lubiłam tej naszej nory. Śmierdziało w niej spalenizną, zawsze było zimno i
gdzie nie poszedłeś tam potykałeś się o siekierę. Hatch próbował jeszcze
rozmawiać ze strażnikami, żeby zostawili nas w spokoju, ale oni byli nieugięci.
Jeden z nich uderzyć Hatcha w twarz. Nie wiedziałam czemu to zrobił, ale
uznałam, że musiał mieć dobry powód, żeby to zrobić, więc się z nimi nie
kłóciłam.
Szybko spakowałam swoje rzeczy i razem z Hatchem
pojechaliśmy do miasta. Pierwszy raz byliśmy w centrum siódemki. Muszę
przyznać, dopiero wtedy poczułam, że jednak kochałam swój dom i chcę tam
wracać, ale było już za późno. W centrum było okropnie, ludzie chodzili w
znoszonych ubraniach, było wszędzie dużo krwi ,a na ziemi leżały trupy.
-Jeżeli będziecie się buntować to skończycie jak ci ludzie-
szepnął do nas jeden ze strażników
Nie uśmiechała mi się za bardzo ta wizja, więc uznałam, ze
będę siedzieć cicho.
Po dłuższym czasie dotarliśmy do szarego obrzydliwego bloku.
Mieścił się tam kiedyś dom dziecka. Niestety dostaliśmy z Hatchem osobne
pokoje. Trudno nam było się rozstać, byliśmy dla siebie najlepszymi
przyjaciółmi i mimo to, że urodziłam się 12 minut przed nim to zawsze był dla
mnie starszym bratem. Na pożegnanie przytulił się do mnie i szepnął „do
zobaczenia na dożynkach”. Nie wiedziałam co to są dożynki, ani kiedy one będą.
Hatch zawsze był lepiej poinformowany
ode mnie, wiedział więcej, więcej rozumiał. Musiało nas czekać coś okropnego,
kiedy mówił o tych dożynkach widziałam w jego oczach ból.
Strażnicy zaprowadzili mnie do małego szarego pokoju z dwoma
łóżkami, stolikiem i małą szafą. Kazali mi się rozpakować i stawić jutro o
siódmej rano przed pokojem. Potem wyszli. Nie wiedziałam po co w moim pokoju są
dwa łóżka. Przecież ja jestem jedna. Usiadłam na łóżku i wyjęłam ze skórzanego
plecaka swoje rzeczy. Kilka koszul, parę
spodni, brązową sukienkę, mój ulubiony zielony kubek, małe pudełeczko z igłami
i nićmi w środku, kilka szmat, zeszyt z rysunkami roślin, głównie drzew oraz
ołówek i długopis. To było wszystko co miałam.
Zabrałam te rzeczy i włożyłam je do szafy. Zostało jeszcze
dużo miejsca, ale pewnie jeszcze kiedyś dostanę nowe rzeczy i szafa się
zapełni. Potem usiadłam na łóżku i zaczęłam się kiwać w przód i w tył. To
zawsze mnie uspokajało. Straciłam poczucie czasu. Ocknęłam się dopiero kiedy do
mojego pokoju weszła ładna, mała ruda dziewczyna.
-Cześć jestem Sefa, mam 12 lat, a ty?- zapytała się mnie
ruda.
Przez chwilę milczałam i próbowałam sobie przypomnieć jak
mam na imię. W końcu po dokładnym przeszukaniu umysłu oznajmiłam.
-A ja jestem Ax i mam 14 lat.- Uśmiechnęłam się. Chyba
takiej odpowiedzi oczekiwała Sefa. Usiadła obok mnie i zapytała
-Czemu się kiwasz?
-Bo… to mnie uspakaja.- odpowiedziałam. Niestety nie wiem
czy dobrze, bo Sefa trochę się zdziwiła. Też zaczęła się kiwać w przód i w tył,
ale uznała, że to wcale nie jest fajne.
-Kim są twoi rodzice? Moja mama jest kucharką, a tata
pracuje w fabryce i robi z drzew różne przedmioty. Rodzice bardzo za mną
tęsknią. Ale tatuś obiecał, że stąd wrócę zaraz po dożynkach…
-Co to są dożynki?- zapytałam, głupio się poczułam nie
wiedząc co to jest bo wydawało się, ze wszystko kręci się wokół nich.
-To ty nie wiesz? Jutro o ósmej będą dożynki i wylosują
osoby do głodowych igrzysk! Wszystkie dzieciaki z całego dystryktu się tutaj
zebrały. Strażnicy nie chcieli mieć kłopotu, że któreś dziecko się nie zjawi,
więc wszyscy tutaj są. Dziwne, że nic o
tym nie widziałaś. Wszyscy o tym gadali w trakcie buntu. Co z tobą jest nie
tak?
Dziwnie się czułam, kiedy Sefa mi o tym wszystkim
opowiadała. Bałam się, że nie zobaczę już nigdy Hatcha i nie wierzyłam Sefie.
Ludzie nie są tacy głupi, żeby zabijać dzieci. Ruda musiała się pomylić.
-Nie masz racji.- powiedziałam położyłam się na łóżku i
zasnęłam.
styl pisania trochę nieczytelny, czasami za długie zdania, w których nie do końca wiadomo, o co chodzi, za to fabuła ciekawa, więc czekam na kolejny rozdział :) <-- takie zdanie miałam na myśli :)
OdpowiedzUsuńTrochę chaotycznie, ale ogółem zarys historii okej.
OdpowiedzUsuńBrakuję mi trochę informacji o głównej bohaterce i trochę dziwne, że nie wiedziała o Igrzyskach.
Do koniec zrzędzenia xd
Życzę Ci duuuuuużo weny i pomysłów ;d
I bardzo serdecznie Cię zapraszam do mnie na moją igrzyskową historię.
Moją główną bohaterką jest Julites Crebs, mieszkająca w Czwartym dystrykcie. Sześćdziesiąte siódme Igrzyska Śmierci, zmieniają jej życie, zostaję wylosowana do krwawej gry, której jest tylko pionkiem. Czy Finnick jest po jej stronie? Co ukrywa tajemniczy chłopak Karls? Jak zmienią Igrzyska Julites?
Zapraszam ;>
http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com/
Pozdrawiam
J
Przepraszam że pod postem, ale nie znalazłam spamownika
OdpowiedzUsuńW świecie pełnym potworów i demonów, w którym każdy dzień jest walką o przetrwanie, Alumi, to świeżo upieczona Łowczyni z małym stażem, która wciąż nie może pogodzić się z zaginięciem swojego mistrza. Po wyprawie do stolicy stanie przed zadaniem podróży na północ - Dawnego królestwa smoków, opuszczonej przez ludzi wieki temu. Zadanie to będzie trudne, bo to właśnie to miejsce pochłonęło jej mistrza, ale czy motywacja okaże się silniejsza?
http://w-blasku-lilith.blogspot.com/
Boskie, wspaniałe, genialne! Podoba mi się że wiemy tylko to co wie bohaterka. Tylko jedno "ale". Za krótkie. W jednym momencie opowiada o przeszłości, a w drugim już są igrzyska.
OdpowiedzUsuńStyl pisarski w opłakanym stanie. Mało rozbudowane zdania ze statycznymi czasownikami i średnia znajomość ludzkich zachowań. Matka nie porzuciłaby dzieci, nawet jeśli myślała, że wyrusza na kilka dni, bez żadnej pozostawionej pomocy. Ojciec żyjący od zawsze w lesie nie odkroiłby sobie nogi ze zwykłej ekscytacji. W książce Suzanne Collins nie było przedstawionej waluty, ale 100 monet to definitywnie za dużo, jak na biedny Dystrykt. Plus burmistrz zamiast dawać pieniądze sierotom mógł je od razu umieścić w domu dziecka i po problemie. Logika fanfica się kruszy.
OdpowiedzUsuńI nie wierzę, że ktoś nie wiedział o wojnie. Igrzyska zostały zorganizowane, by nie było więcej tak okrutnych wojen jak ta, więc czemu Ax nie miała o niej najmniejszego pojęcia? Nawet, jeśli sobie żyła w miarę z dala od świata, podczas Mrocznych Dni cierpiał każdy. Lasy płonęły, Dystrykty były obrzucane bombami, ludzi odstrzeliwano od tak. I ona nic nie zauważyła? No błagam.
Naciągana jest także rozmowa dziewczyn. Tfu, poziom ośmiolatka. Choć nie wnikam ile masz lat.
Nie potraktuj tego komentarza jako "hejta", to konstruktywna krytyka wyrażona moim własnym, nie wybrednym językiem z zamierzeniem swego rodzaju motywacji do poprawy.
Pozdrawiam,
Antypatyczna Czytelniczka.